Stereo-(I)-Typ Released: 16 Maj 2008 |
Artist: Jankes
Album: Stereo-(I)-Typ Song: Siemanko Ziom. #1 Siemanko ziom, witaj w świecie ci znanym, To świat stereotypów dyktowanych przez reklamy. To świat stereo, w którym drążysz dwa kanały, To świat typów, którzy są zajęci pobijaniem granic. (1) Milion możliwości, opcji jak u Rubika kostki, Chociaż jestem beztroski nie wybieram tych najprostszych. Przez ten ogrom emocji i intensywność pulsu, Nadal napawa odwaga by sprzeciwiać się chujstwu. Basta! Niszczymy bezsens, Nie ulegam złudzeniom, że dostanę co najlepsze, Ale sam to sobie wezmę. O nic prosić nie będę, Skurwysynu źle trafiłeś, ja sam sobie panem jestem. Chociaż ten tlen, powietrze nie moje a nasze, Światu brak tu perfekcji jednak witam się ze światem. Trzeci raz ten sam patent, który wiem, że nie zawiedzie Trzeci raz jednak inaczej, bo wzrasta doświadczenie. Cały czas cenię wyłamywanie standardów, Cały czas się lenię, więc jestem wieczny bankrut. (2) To poprawia nastrój i zabija chandrę, Jaki tam bankrut, to moim bogactwem. Najważniejszy rap ten. Jankes - zawsze, Raz, że patrzę, dwa, że miażdżę. Sprawdź mnie, trakcję zabieramy leszczom, Satysfakcję na pewno osiągniesz przez to. Tu beton rzeką, żeton sklepom, nie rusza mnie to. Nad tandetą, tu z maczetą Prosto-W-Twarz Records Zabijamy przesąd, stereotyp okiełznany, Stereo i typ ziooom! Zaczynamy.
Artist: Jankes
Album: Stereo-(I)-Typ Song: Każdy 2 #2 (Verse 1) Wyjebane zawsze, Znów będzie pruł się każdy, bo to Justin. 'Ej Jankes, Po co te kawałki? Chcesz wzbudzić kontrowersje?' Nie mam czasu na te brednie, cieszę się powietrzem. Możesz myśleć co zechcesz. To i tak mnie nie dotknie Teraz ja windą na górę a ty na dnie dziurę kopiesz. 'I co jeszcze powiesz? Skończ już grać w te gierki!' Jesteś śmieszny. 'Ten styl poniżej podeszwy' Hejtersi. Forumowi czy prosto w twarz, Ja zapełniam pustkę jak lokator pustostan. 'Jedyna opcja, skończ i kurwa morda' Wybucham jak Korsarz. Achtung! Eksplozja! Bomba! Eksplozja! Wybucham jak dynamit. 'Przestań, zamilcz' Przestań mnie ganić. Cierpliwości zanik, tak może było kiedyś, Dzisiaj ze spokojem w oczach patrzę na was i się śmieję. (Chorus 2x) Tu pierwszy, drugi, piąty, dziesiąty w końcu zrozumiał, Możesz mówić co zechcesz, ja na to kładę chuja. Bezrobocie zmniejszone procentowo, Będzie zmniejszać się nadal jeśli w końcu ruszysz głową. (Verse 2) Sra się każdy do mnie, to do mnie nie dotrze, Każdy myśli: 'Gadam mądrze, Jankes, skończże Chłopcze'. Idź stąd Robię ten hip hop, bo życie jest nawijką. Nieśmiertelną nawijką, bo śmierć to nosisz w żyłach, Rozbudzam melodyjką jak studenta tauryna. Amfetamina, kokaina - skurwysyna siła Zadrwiła z nas chwila, wydzielona dopamina, Endorfina. 'O czym ty pierdolisz w rymach, Wszystkie te wersy to kiła, chyba lekarz by się przydał' Wyzwolony grymas, robię to jak ja chcę, Talent na taśmie. 'Lament nad buractwem' Sprawdź mnie! Jankes! Grande Master. 'Sprawdź te pancze strasznie marne' Wkurwiam jak zaparcie. 'Jesteś dałnem' Mów o mnie dalej ja nawet nie ruszę palcem. (Chorus 2x)
Artist: Jankes
Album: Stereo-(I)-Typ Song: W Moim Bloku #3 Jak się żyje w moim bloku, stereotypowy temat, Chociaż muszę o nim wspomnieć jak przystało na rapera. (Haha wiesz...) nie lubię powielać, Więc dlatego przyznam szczerze, że mój blok mnie rozwesela. To pomyłek kwatera, segmenty komedii, Ludzie choć o tym nie wiedzą są naprawdę śmieszni, Bardziej niż komedie z Murphym albo w cyrku arena. Świta, ja się budzę, a już Wera napierdziela. Czasem chce ich porostrzelać, ale pewnie bym się nudził, 'Kurwa! Spierdalaj! Łeeee! On mnie dusi!' I oczywiście w klatce dyżur pełnią żule, Wszyscy na nich narzekają a ja tam ich lubię. Ja o nich źle nie mówię, bo czasami rozjebany, Jestem tymi ich tekstami rzucanymi jak dynamit Albo jak proszą o faję, wiesz, rozmowa z Bananem, 'Siema młody, zajaramy?' Jak mam szlugi to daje. Chociaż przyznaję, że raz prawie się zesrałem, Kiedy najebany sąsiad celował we mnie gunem. Ale było minęło (wiesz...) żyje się dalej, W klatce świeżo malowane a już potagowane Kiedyś się wkurwiałem, teraz mam w to wyjebane, Jak lubią to niech mają w swoim gnieździe nasrane. Ale ja to walę, żyję na tym czwartym piętrze, Mam 21 lat, prawie 20 w Brzeźnie. I to jest moje miejsce, to właśnie mój rejon, To tutaj nagrywam, tu mam mono i stereo. I tak już się przyjęło, że te cztery mury To BC - Blok Cudów de facto bez cenzury. To nie szklane domy, ale ziomie, mi to starczy, Zamiast żyć bogato ja wolę te atrakcje. Tu każdy ma rację swoją jak swoją ma dupę, Tu mamy parking, gdzie jak Bentley jest skuter. (Haha) nie no trochę przesadziłem, Podnosi się standard życia, nawet ja mam swoją brykę. Wiesz tu życie płynie tak jak każdy je nakręca, Albo jak flaki z olejem, albo nie doganiasz tempa. Nie wiem czy to komedia, czy może jednak dramat, A uderzając w puchara fundamenty rozpierdalasz. Hałaaas! O to nie musisz tu prosić, A powiedz 'Proszę ciszej' a dasz powód do złości. Hałaaas! By to za granicę wyszło. Moje państwo, miasto, dzielnica, ulica i blok I nawet jeśli kiedyś w totolotka trafię szóstkę, Wiem, że to mieszkanie nigdy nie będzie puste.
Artist: Jankes Ft. Piskle & Kmerson
Album: Stereo-(I)-Typ Song: Tak Gramy #4 (Verse 1 - Jankes) Może i bym chciał mieć tutaj w chuj stów, Zamiast tego mam w mózgu w chuj słów. I chyba wiesz wolałbym skończyć na wózku I wolałbym oślepnąć niż stracić słuch swój. Raptem rap ten robię, weź to doceń, I choć na bluzie mam stówę zawsze gram na dwieście procent. Proces działania zaboli jak impotencja, Jankes, na zawsze zakochany w dźwiękach. Przerwa? Tylko na spalenie skręta, A ty jak zawsze tą volumę podkręcaj. Głośnieeej! Kurwa, zrób to głośniej, Głośno i wyraźnie musisz usłyszeć ten progres. Łączę, plącze, trącę ostrym kolcem, Nie wiesz o co chodzi, to weź kurwa zamknij mordę. Kompleks? Raczej satysfakcja. Zadowolony jestem, że w to tak gram. (Chorus 2x) Brzeźno (Dawaj!) Zaspa (Dawaj!) Przymorze, Żabianka, Nowy Port, Chełm (Dawaj!) Oliwa (Dawaj!) Wrzeszcz (Dawaj!) Wszystkie dzielnice Trójmiasta! (Teraz dawaj!) (Verse 2 - Piskle) Daj mi tu bit i trochę czasu ziombel, To pokażę ci, że polski rap jest w formie, Bo gram w to łatwo jak w PESa na plejce. A oni jak to słyszą stoją w kolejce po więcej, Więc w podzięce poświęcę swój rozum i serce, Zniechęcę tych MC, co mają pretensję. Nałożę presję i niech piszą testament. Pędzę jak bejce w miejsce dobrej wiary. (Co?) Wulgarny? (A jak!) To mało powiedziane. Jeśli rap jest zły to ja jestem szatanem. (Ha!) Swoim wokalem powalam, Gusta zadowalam, pustaków przeganiam, Chuj tam się przechwalam, bo mam do tego prawo. A zabraniać to ty możesz demonstracji pedałom. Zacznij nam bić brawo, jeśli tego słuchasz. Tak w to się gra tylko i wyłącznie u nas. (Chorus 2x) (Verse 3 - Kmer) Daj mi te werble, koniecznie, bez tego nie wejdę, W tym tempie tak kręcę, chcę więcej, no pewnie. Te herce są proste i ostre jak brzytwa, Ten sygnał to iskra, to bitwa, z tym igram. Jestem w rapie Supermanem a ty jesteś Batman. Ja mam to gówno w sobie a ty liczysz to w dodatkach. Zrobiłem burdę, dodaję do tego flow zamęt, Od razu staję z dala od kamer. akładam bandanę z hasłem 'Tak gramy', Bo mój złoty łańcuch to tracki w milionach egzemplarzy. Zagarnia mnie pycha. Kurwa! Ziombel wybacz. Gibam się w stylach, z naszej strony ofensywa. Chcesz propsy? Resztę? Chcesz z tego duży procent? Tylko nie wiem po co, skoro ja zabieram całą flotę. I choć kręcę tym stylem, ty puszczaj to gówno. Znasz tą rodzinę, nadal. Puszczaj to w kółko. (Chorus 2x)
Artist: Jankes Ft. Jeżyk
Album: Stereo-(I)-Typ Song: Hip Hop Nie Umarł #5 (Chorus 2x) Zapisany termin na przedwczesny pogrzeb. Hip hop kurwa żyje i ma się bardzo dobrze. Spijane toasty za rap co jest antykiem? Nie ma racji Nas, bo w nas ten hip hop żyje. (Verse 1) Gdzieś ukryty między sensem znaczenia ten obraz. Tym co mówią nie żyje, ja odpowiadam morda! Hip hop to kultura a kultura jest w ludziach, Zabij wszystkich raperów, wtedy możesz mówić umarł. Póki co tu masz tuman prawdy, nie fikcji jak Truman, I będziemy ją głosić dopóki nie skumasz, Że tu nam przygrywa wciąż jedna melodia. Wiecznie połączeni w rapie, jak z astronomią zodiak. Spisku wielka teoria na potrzeby reklamy, Marketing nakazuje, więc go uśmiercamy. Wielki syf pozorowany daje sporą zyskowność, Wkurwiam się, bo widzę, że banknot ziom to godło. To te kurwy go ukradły teraz chcą nas omamić, Teraz idą dalej i próbują go zabić. Ale my się nie damy zrobić w chuja kolego, To nie hip hop umiera, tylko biznes wokół niego. (Chorus 2x) (Chorus 2x)
Artist: Jankes
7 - Niełatwo (Ft. Jeżyk)
Album: Stereo-(I)-Typ Song: Swoboda #6 To jest swoboda języka płynąca z nakazu stylu, Mogę lenić się na bicie, skurwysynu. I bez żadnych spinek pokazać co potrafię, A w tym obijaniu się jestem najlepszy bracie. Na to czasu nie tracę, to czysty polot, Wiem, że ruszasz przy tym głową, jakoś tak poza kontrolą. Ciało obejmuje rytm przez te słowa wystukany, Podświadomość klaszcze, serce podkręca membrany. A my dalej pizgamy, póki śmierć nas nie rozłączy, Chyba tylko w parze z dźwiękiem mógłbym nosić te obrączki. Jedyna, prawdziwa miłość, której jestem całkiem pewny, Bo wiem, że ten styl płynie głęboko we krwi. Wszystkie te teksty, moja indywidualność, Nie dowiesz się o mnie więcej nawet patrząc prosto w twarz mą. To mój paszport, nim granice przekraczam, Żyły wypełnione tempem, czyli tym co tworzy gracza. Ta kultura mnie otacza, siedzi we mnie, to jest piękne, Bo nawet swoim tętnem podążam za werblem. Chętnie wiercę powierzchnię tym bębnem I mogę być biedny a i tak wiem gdzie jest szczęście. I zawsze je dosięgnę i rozrzucę je wokół Nie chcę go tylko dla siebie, bo samemu tak to po chuj. Kiedy dla mnie solą w oku jest niemożność bycia z ludźmi, To zarazem paradoks, bo do życia jestem trudny. Chuj z tym wiem, że coś nie tak jest ze mną, Jak zasypiam się przeciągam, jak wstaję jest już ciemno. Do tego ta niezależność, więc nie rób mi za władcę. Nie możesz kazać mi gdzieś iść, to nie takie łatwe, Możesz wskazać kierunek, w który mogę popatrzeć. I ja sam zadecyduję czy tam iść, czy go zlać ej. W chilloucie tak jest-- bez wyjątku, Jankes zawsze bałem się prądu. Po chuj mi banda obrońców, gdy grupa ma atakować. To jakby dać żołnierzom zamiast broni tylko rozkaz I patrzeć na ich odstrzał. Kontrast na tej formie, Bo Jacek od urodzenia wiedział co jest dobre. To PWT żołnierz, bez broni i rozkazów, Może ci się nie podobać jednak mi tu ziom nie marudź. Za to słuchawki nałóż, odpłyń ze mną w świat ten, Gdzie hip hop jest prezydentem a rap jest podatkiem. Za matkę robi membrana, ojcem tłusta pętla, I tak naprawdę się rozchodzi o instrumental...
Artist: Jankes
Album: Stereo-(I)-Typ Song: Non Omnis Moriar (Umrę W Objęciach) #8 (Verse 1) Umrę na pewno w objęciach hip hopu, I umrę niespodziewanie, tak by wszyscy byli w szoku. Spisany protokół oznajmi moje odejście, Chociaż w gruncie rzeczy będę dopiero na wstępie. Trafię w lepsze miejsce, gdzie permanentna wena, Gości w mojej głowie i tylko moja scena Pod nogami. Jak poemat każdy mówiony wyraz, Spotęguje mój charakter, to w czym teraz moja siła. Tutaj zostawię wykaz, rymowany testament, Który mam nadzieję ostudzi domyślny lament. Pokaże moją manię, zapewni nieśmiertelność, Chyba, że Wielki Brat zechce pozmieniać przeszłość. Dziecko i tym samym zostawię siebie cząstkę, Cząstkę co przyniesie dobrą nowinę jak gospel. A ja... stanę przed sądem kiedy mój czas nadejdzie, A póki jestem żywy doskonale to narzędzie. (Verse 2) W objęciach rapgry odejdę, będąc dumny, A słuchawki i mikrofon proszę wsadźcie mi do trumny. Proces wtórny albo reinkarnacja, Może mnie obejmie, kwestia czyjej wiary racja. Póki co mam czas na wykonanie zadań, Które wiem, że musze zrobić, bo sam sobie je zakładam. Śmierć to nie kara, to nagroda za wyniki, Wszyscy będziemy pić wódkę z 2Paciem i Biggiem. Póki co nagrywam płyty, żeby być zapamiętanym, Kierowany chęcią bycia, nie przez głupstwa i obawy. Umysł wspomnieniami zapisany jak słowami zeszyt, Który gdy czytany daje siłę żeby wskrzesić, To co w głowie siedzi i to co z niej wychodzi, To co już weszło, wszystkie elementy mowy. Strach mnie nie boli, jeśli już, to że nie zdążę, Zaprezentować tego co moim światopoglądem.
Artist: Jankes
Album: Stereo-(I)-Typ Song: Wkurwienie, Pt. 1 #9 (Verse 1) Elo JankesZiom, już znasz to powiedzenie, Zaakceptuj mój charakter, bo ja raczej się nie zmienię, Prędzej się zaśmieję prosto w twarz z nutą chamstwa, Opcja TypowySkurwiel coraz bardziej aktualna. To jakaś farsa zapraszać do tańca, Osobę której z góry przepowiadasz falstart. Znam te hasła i uderzam tam gdzie boli, Musisz wiedzieć, że w tym tańcu Jankes się nie pierdoli. Pamiętam twój uścisk dłoni, dużo o tobie mówił, Ale nie podejrzewałem infantylności dysputy. Oblicza zimnej suki, może przeginam... Choć ta cała sytuacja to jedna wielka kpina. Nauka mnie to chwila? Chyba żartujesz. Nie znają mnie nawet ci z którymi na codzień cziluje. Obraza majestatu, tylko nie wiem po chuj, A niemiły to ja byłem, będę zawsze w ten sposób. (Chorus 2x) Daj mi się wkurwiać, nikomu nic nie robię, A w ten sposób agresję wyrzucam w ogień. Daj mi spokój kiedy to wkurwienie rośnie, A walka mnie w środku ze mną nikogo nie dotknie. (Verse 2) Mogę być dla Ciebie miły w granicach rozsądku, Mogę sprawić, że zapragniesz odwołania początku. Chociaż coraz bardziej wierzę, że starają się frajerzy, Czekam cały czas w nadziei, że coś mocnego uderzy. We mnie, pierdolnie z partyzanta, wejdzie, bejbe, Ten tętent chętnie obejmę, Wybuchnę jak gejzer, na razie myśli szydercze, Które tu sprawiają, że jestem jaki jestem, Wobec Ciebie, wobec Was, to mnie jebie póki czas, Ty mówisz, że mnie znasz. Chuj wiesz co i jak. Możesz sobie myśleć tak, jak myśleć sobie lubisz, Nie będę więcej tłumaczył, bo się w końcu w tym pogubisz. (Chorus 2x) Daj mi się wkurwiać, nikomu nic nie robię, A w ten sposób agresję wyrzucam w ogień. Daj mi spokój kiedy to wkurwienie rośnie, A walka mnie w środku ze mną nikogo nie dotknie. (Verse 3) To jakiś abstrakt, absurdalna prawda, Po co krzyczeć 'Akcja!' kiedy niegotowa taśma. Nierozwiązalna zagadka, ponoć było dobrze, Sytuacja co naturą swoją przypomina pogrzeb. Nonsens, niedopita rzeczywistość, Zgubiłem znany styl, przez który patrzę na wszystko. Jednak wróciła szybko pamięć i okiełznanie, Teraz szczerze patrząc w oczy mogę mówić 'Wyjebane' Chamie! Dajmy sobie z tym spokój, Nie dałem powodu, to był urojony szkopuł. Wolę stanąć z boku albo dużo dalej leżeć, Od miejsca gdzie pojęcie szczęścia to nacisku pretekst. Ja wzniecę podnietę, wzlecę ponad reset, I z chęcią zeszpecę tych pomyłek makietę. Prowizorki rakietę, co została wystrzelona, Sprowadzę na ziemię i tak wkurwienie skona. (Chorus 2x)
Artist: Jankes
Album: Stereo-(I)-Typ Song: Spadaj #9 (Chorus) Jeden z zasadą by nie ruszać gówna, bo będzie jebać, Inny, że jeśli to gówno to należy je sprzedać. Od gówna podatek i tak zabierze fiskus A ja chcę żyć tym gdzie nawet publika to liga mistrzów. (Verse 1) Tu otacza nas obraza i odraza jak w obrazach, Promenada słów omamia i obnaża się osada. Ospała ofiara się obawia czy to się opłaca Do opata omawiać o oralach i opłatach. Oplata nas plakat by opłakać oryginała I osacza już ograna oktawa na organach. Obolała obława, odsączona oranżada. Każdemu po kolei będę powtarzał spadaj. (Chorus) (Verse 2) Tu wersety na kasety, niestety to nie przesyt. Mnie tu cieszy mój zeszyt i kobiety bukiety. Mnie tu cieszy moc uciechy co wywołuje uśmiechy, Chociaż zawsze imbecyl grzeszy tu przez interesy, Bo tandety w kieszeni chce ożenić i je ceni, Węszy jeleni, by pozbyć się biedy jak akademik. Metryk wykresy niezrozumiałe dla rzeszy, Uwidocznią wtórny analfabetyzm. Artretyzm starych cieci co na siłę chcą nas przeszyć, Spowolni modernizm, który konieczny by świecić. Przeczy magnetyzm jednobiegunowych badziewi. Spadaj, odnośnie wielu kolejnych rzeczy. (Chorus 2x)
Artist: Jankes
Album: Stereo-(I)-Typ Song: Wkurwienie, Pt. 2 #11 (Chorus) Daj mi się wkurwiać albo rozjebię ci głowę, Urządzę ci takie piekło, że się nie pozbierasz człowiek. Daj mi powód a wyjebię ci plombę I walka między nami się dopiero rozpocznie. (Verse 1) Elo JankesZiom robimy trzęsienie, Dalej mówię się nie zmienię, mienie cenię jak pierdzenie. To twierdzenie, którego ty nie zrozumiesz nigdy, Masz chore filmy, chcesz wygrywać bitwy Kosztem innych, dziwnych plotek nie przytaczam, Ja i ty i dzielona trzecia baza. Zapisane w tatuażach, których nie możesz odczytać, Mnie to jebie, oszczędzaj, bo to sens twojego życia. Czytaj: Róbta co chceta i znikaj, I nie pytaj czy to temat, czy czysta technika. Uśmiechu duplikat, i jebany fałsz twój, Wszystkie te cechy rozpierdalam z marszu. Hajs mój daj tu i dalej się marnuj Bądź dalej jaki jesteś, karma zamieni cię w bankrut. Nastrój mój niezmieniony od nieszczęścia, Bo wiem i tak nie zrozumiesz co ja mówię na tych pętlach. (Chorus 2x) (Verse 2) Depresyjny człowiek, konfliktowy człowiek, Żeby o każde gówno wygłaszać agresji protest. Między nami bezumowie i to mnie bardzo cieszy, Bo z takimi ludźmi nie dla mnie interesy. Prze(ee)syt materią i własnością, I naprawdę szczerze współczuję takim gościom. Pseudofachowcom rynku kierownictwa, Jak można żyć tak i z życia nie korzystać. Se pizgaj, pizda, drinka pij tam, Chwilka! Czysta? (Yyy) pomyłka. Prawie jak dziewczynka, ale dziewczynkom wybaczam, ...wypierdalaj. Dla mnie hałas, podpierdoliłem ci to, I skorzystałem z tego jak z podpierdolonych bitów. Weź już wypuść to co mocno trzymasz w garści, Bo oczy tego pełne dla ciebie pogardy. (Chorus 2x) (Verse 3) To sprawia trudność, mimo wszystko, jednak I ma mniej przekonania niż wkurwienia część pierwsza. Pozostawia niesmak, jednak zjednany umysł Choćbyś nie wiem jak się starał akurat mnie nie stłumisz. Chyba, że nauczysz się uwalniać a nie więzić, Wierzyć a nie przeczyć, zadowalać nie męczyć. W tym sens tkwi i tak straciłeś już większość, Zrozum te dźwięki i sam zabij to piekło. (Chorus 2x)
Artist: Jankes
Album: Stereo-(I)-Typ Song: Stereotyp #12 (Chorus) Myślą stereotypami, są zakłopotani, Opinie faktami, fakty opiniami. Mitomani oponentami prawdy, Nawyk? Jeśli żyjesz w kłamstwie. Myślą stereotypami, są zakłopotani, Opinie faktami, fakty opiniami. Mitomani oponentami prawdy, Nawyk? Jeśli żyjesz w kłamstwie. Co jest ważne? (Verse) Co jest ważne dla mnie, dla ciebie jest błahostką, Czego ja mogę nie znosić, ty możesz słuchać non stop. Co dla mnie ciekawostką, ciebie może nudzić, Co dla mnie nie istotne, ciebie dużo uczy. Jesteśmy różni i to jest najwspanialsze, Każdy ma swój świat, dla każdego inny świat jest. Taki czas nadszedł, że chcą nas upodobnić. Jeden dziewięć osiem cztery - zabij emocje. Bądź uprzejmy bez przerwy-- (jak Kłopotliwy człowiek) Nie wyróżniaj się od reszty-- (nieważne co powiesz) System głupieje ty też z nim-- I daj władzy w spokoju kontynuować ten mętlik. Świat jest śmieszny, świata nie zmienisz tu brat. Nie chcę zmieniać świata ludzi, chcę zmieniać swój świat. Moje życie to mój czas, mój blask, mój parkiet A czyjeś błędy nie nauczą mnie tyle co moje własne. Będę wierzył w to zawsze, to będzie przestrogą: Miałbym żyć jako ktoś inny, wolę umrzeć będąc sobą. Nie dam manipulować, sobą sterować, Nie ma do mnie pilota, bo ja to nie towar. Ja to nie 'product' made in china, Plastik sprowadź i połóż na regałach, Plastik zobacz w telewizji i radiach, Plastik schowaj, bo dzieciom niszczy gardła. Ja gram va banque, na bank mam tak że Nadal atak na tak, ja na nie. Ja znam się, znam siebie, sprawdź mnie... Stereotypami gardzę... (Chorus 2x) |
BrawaD(L)a Jankesa Released: 19 Maj 2007 |
Artist: Jankes
Album: BrawaD(L)a Jankesa Song: Nitro #1 (Chorus 3x) Chciałbyś abym ładnie zaczął, normalnym początkiem? Standardy gówno warte, więc od razu kopię prądem, Słowa stają się wrzątkiem, powód? Moja szybkość, Od razu włączam nitro, pierdoląc intro. (Verse 1) Nie muszę się rozpędzać, gdy i tak już szybko jeżdżę, Wspierany swym nałogiem, czyli nieskończonym dźwiękiem. I dla mnie to jest piękne, gdy liczy się prędkość, Sto słów na minutę i cieszę się jak dziecko, Bo skacze mi tętno i puls skacze jak szalony, Adrenalina wzrasta, w całość zlewają się domy, Które mijam, nie dla mnie gaz, tylko benzyna I słowem potrącam pieszego skurwysyna. Moment, jedna chwila, dźwignią biegi zmieniam, Liczy się tylko piąty jak u Budki Suflera. Hamulców nawet nie mam, bo są mi niepotrzebne, Wolę się zabawiać moim azotu podtlenkiem. (Chorus 2x) (Verse 2) W głowie milion wersów, więc oddaję się tym wersom, Wszystkie osiągają czwartą kosmiczną prędkość. Na zawsze niepodległość, nieposkromiona szybkość, To i tak wymięka gdy Jankes robi hip-hop. Słowa zwinność, bez ograniczeń, limitów, Paliwo rakietowe dziś nakręca ten tytuł. Parę bitów plus rymów niemiecka autostrada, Czyli jedź ile chcesz, nie uważaj na radar. Nadaj, nie chcesz słuchać to wyrzuć to gówno, Pamiętaj jednak Jankes zbiera propsy na turbo. Z nową swoją życiówką, nowym pobitym rekordem, Rekorder zapamięta słów całą hordę. (Chorus 2x) (Outro 2x) Ziomek ty krzycz ile sił masz w płucach Pare tracków ci pokaże co jest ważne tutaj. Ziomek ty krzycz na całe gardło, Płytę uważam za oficjalnie otwartą.
Artist: Jankes Ft. Piskle
Album: BrawaD(L)a Jankesa Song: Styl WWW #2 (Verse 1 - Jankes) Jak Ostry powtarzam grunt to tutaj relax, Opierdalania weteran, na koncie ciągle zera. To kariera bohatera co wszystko ma głęboko, Ale ziom bądź uważny, w głowę uderzam jak kokos, Kopię jak wódka, lecąc szybko jak nabój, To mój zawód, kręcę stylem jak winylami Macu. Dam światu tylko to co sam ode mnie weźmie Wezmę powietrze i zamknę je w butelce. Technik opierdalacz a po studiach leser, Dla niektórych wada a ja swym lenistwem grzeszę. I cieszę się gdy czas, jak styl jest wolny Chociaż pierdolę reformy, nie chcę być bezrobotny. Mam syndrom dużych spodni, mówi Jankes - rektor, Szkoły hiphopologii, patrz i ucz się dziecko, Ej tętnią nasze donośne głosy tu, Jankes obok styl Wu Wu Wu. (Chorus - Piskle & Jankes) Zamiast o wszystko tylko się starać. Wolę się opierdalać, dając rymy w kilogramach. Wydobywając dźwięki co zniszczą marazm, Zrobią tu ambaras, płynąc jak katamaran. Ja stworzę nowe opcję, z nich wybuduję pałac, Zestrzelę jak katana, robiąc masowe ała. Ale że mi się nie chce a styl mnie nakłania, Mówię strzała, bez zastanawiania. (Verse 2 - Piskle) Urozmaicanie kreatywności swych zasobów To dla nas obu przyjemność jak nektar bogów. Nie mamy sposobu na to by upaść nisko, Jedyną opcją jest wyjebane mieć we wszystko. To moje ognisko, które płonie w trzech literach, Żyć bez przejmowania się czymś, wspólna idea. Spora dawka obojętności w genach, Dzisiaj jak uczeń, jutro już jako weteran. I doceniam tych, którzy dążą do perfekcji Własnymi siłami chcą i mogą wszystko pieprzyć. Dla tych kiepskich pozostaje stan depresji, Mętlik treści bez użycia pięści. Choć ci udzielę lekcji jak żyć w ten sposób, By przewodnikiem być wyłącznie swojego losu, Słuchać swojego głosu, trafiać do wszystkich głów, Piskle obok styl Wu Wu Wu. (Chorus - Jankes & Piskle) (Verse 3 - Jankes) Stała forma ekspresji, prestiż dla wielkich, Styl WWW, ubezwłasnowalnia gierki. WyjebaneWeWszystko, czyli bez żadnych zmartwień, Stała dewiza życiowa, zawsze podpisana Jankes. Mam te, gram w te z hasłem i chamstwem, Mam rymów wiadra inni żyją naparstkiem, Grande Master, słowa plus potencjał. JNK, WWW - trzech liter sceneria. To ta pedanteria wykluczona słowem, Która wkurwia jak bank co wychujał cię w umowie. Na zawsze, do końca będzie ze mnie lekkoduch, Tysiąc przeczących przyczyn, ja mam jeden powód, Czyli haseł kilka przez umysł ogarnianych, Jeśli rap jest gównem to ja sram ustami. I olewam wszystko, od władzy po służbę, Uzupełniam braki tych co milczą nad chujstwem. Moim podwórkiem są moje skłonności Do tworzenia nowości bez wyczucia powinności Plus wzięcie należności, podejście paru słów, Jankes obok styl Wu Wu Wu.
Artist: Jankes
Album: BrawaD(L)a Jankesa Song: Może #3 (Verse) Może nie wiesz kim jestem, ani nie wiesz jak wyglądam, Może nie wiesz skąd pochodzę, skąd pochodzą moje komba. Może nie zdajesz se sprawy, że to jest nieświadomość, Może cię to nie obchodzi, może jesteś niewiadomą. A może nie masz czasu zajmować się tym gównem. Może wolisz zapierdalać, bądź zajmujesz się nieróbstwem. Może jesteś kimś ważnym, może nikt ciebie nie zna, Może jesteś nieśmiały, może głośny jak orkiestra. Może czasem też snujesz właśnie takie domysły, Doszukujesz się w człowieku jakiejś pozytywnej iskry. Może dla ciebie czas przyszły nigdy nie miał racji bytu, Może kochasz ryzyko, bądź stronisz od takich przygód. Może jesteś jednym z tych, którzy lubią krytykować, Może robisz to otwarcie, może tylko na forach. Tyle sposobów na życie ile ludzi na świecie, Jednak jedna chwila, wszystko spada na ziemie jak deszcze. Wiesz, wieszczem nie jestem jeszcze i być nim nie chcę. Przecież to niegrzeczne wśród śmiertelników żyć wiecznie. Ej! Ja to pieprzę! Jestem sobą tak zostanie, Czyli Jankes to nie plakat, który wisi na twej ścianie. Mieć własny charakter, to ta cecha dziś ceniona I prawdziwy ten zostanie, kto fałszywy niech skona. Wolna wola pozwala dziś de facto czuć tą wolność, Może to być przyjemne, może zaboleć jak combos. Może trafić cię jak piorun, bądź przyjść łatwo jak po maśle, Możesz cenić to jak Gollum, bądź uderzyć tym jak kastet- em. Ej! Mamy wolność sumienia, Masz prawo do życia, posiadania czy chcenia. Możesz być kim zechcesz, bądź jak ja pozostać sobą, Możesz mieć wyjebane lub mówić ludziom czy mogą Robić to na co ich ochota najdzie. Możesz tego nie zrozumieć i tak podpisano: Jankes.
Artist: Jankes
Album: BrawaD(L)a Jankesa Song: Zeszyt #4 (Verse 1) Litery w każdej kratce, kratek jest wiele, Kratki tworzą wyrazy, wyrazy rymy szczere A rymy nic innego jak moja osobowość, Bo chcę ją pokazać, pisząc rymy, wzorowo. Jest losowość tych wyrazów w czasie kiedy styl jest wolny, Posiadając mnogość znaczeń, choćby jak cały 'Chodnik', Bo uwielbiam kiedy cząstki w całości istnieją, Ogół informacji powie ci czym dla mnie pieniądz, Czym jest mój rejon, w końcu kim ja jestem W momencie gdy daję upust, darząc wszystko jednym gestem, Rzucając komplet przekleństw, coraz bliżej przestępstw. Imaginacja zdarzeń gdzie królem chce być przester, Zastępcą Winchester, oddźwiernym dopiero człowiek, Tysiąc myśli w mojej głowie, sam nie wierzę jeszcze w koniec, Bo mam zdrowie, mam zbroje, czyli przeciwstawność, Do wyposażenia tych, co uwierzyli w kłamstwo. (Chorus 2x) Na biurku przede mną leży ten zeszyt, W nim słowem mogę być dobry, mogę w nim zgrzeszyć, Na pewno się staram słowo przekładać na czyny, Dla mnie to jest tak ważne, jak dla pracodawcy wyzysk. (Verse 2) Twarda okładka, w piździec białych kartek, Czyli przede mną stos możliwości bez barier. To moje 1000 karier, mogę być kim zechcę, Jako podmiot liryczny, świat wykładam w tej kresce. Wszystkie te kwestie i spraw różnych aspekty, Tworzą mój wizerunek, obraz jak zdjęcie. A ku zachęcie stoi mi tu cały świat, Czyli moja inspiracja, to zdanie już pewnie znasz. Za pan brat z wyrazami, bo słownik nie jest mi obcy, Czytam go dla przyjemności tak jak i inne dobre książki. Od urodzenia zakres słownictwa poszerzam, Odkąd pamiętam pociągała mnie wiedza. W tym momencie się zwierzam, później mogę naliczać, Komunikatywność to wszechmogący wyraz. I nad wyraz wielce ważny jest ten ręku długopis, Milion możliwości jak po oddechu z konopi. (Chorus 2x) (Verse 3) Wśród metaforyki powstałej z tego wkładu, Chcącej przekazać wszystkim hasło 'Weź się zastanów' Siedzę ja pośród ciszy ogarnięty jedną misją, Umieć rapem opowiedzieć niemalże wszystko; Sensację jak Hitchcock, komedię jak Woody Allen, Horror jak Wes Craven, Ani Mru Mru kabaret. Być jak walet, jak as, jak król i jak Joker, Jednak pisząc o wszystkim z mocno przymrużonym okiem. W sumie nie chcę tracić nerwów na dziwny świata nietakt, Choć i tak jeszcze nieraz poruszę ten temat, Ale na ten moment, styl WWW we mnie, Uświadamia mi, że wszystko mam coraz głębiej. Czyli, że prędzej, umarłbym na astmę, Niż przejął się tym co ni w chuj jest ważne. Luz na zawsze, na wieki wieków relax, Właśnie tak mają wyglądać kratki tonące w literach. (Chorus 2x)
Artist: Jankes
Album: Brawa(L)a Jankesa Song: Miejsce #5 (Verse 1) Rekord, 60 w minucie odetchnień, To uderza we mnie, boli mnie powietrze, Ale biegnę, pędzę, w tym natłoku zmęczeń, Kontrowersyjna walka we śnie. Moje miejsce, miejsce w kraju bez cięć, Full tętnień, chętnie za to poręczę. Bezsenność uderza tych, co serce Oddają wielce, pomijając bezsens. To jest ten dzień, gdzie moje zacięcie, Wyciągnie ręce, umierając na prędce A na zakręcie, wyciągnę więcej. Ja się nie zlęknę, nie uklęknę, nie zmięknę. Wybuchnę jak gejzer, uderzę jak sensei Zabiję dźwiękiem, pozostanie pamiętne. Jak hip hop piękne, to nigdy nie pęknie. Prędzej odejdzie! Cóż... takie podejście. (Chorus 2x) Przez prędkość ogarnięty, biegnę swoim tempem. Świat leci jak jebnięty, płodząc wersy tępe. Znów akcja pod napięciem, mam swoje zajęcie I pewność, że to nie skończy się za zakrętem. (Verse 2) Uciekam? Tak, to jest dla mnie temat rzeka. Nie chcę być tym, co ciągle tylko narzeka. Chcę tonąć w uśmiechach, w końcu to moja cecha, To moja domena, nie tak jak przy braku neta. Nie chcę czekać, nie chcę umrzeć w grzechach, Choć przez świat lansowana jest wciąż ta podnieta. Dla mnie planeta to tam gdzie kaseta, Warta jest więcej niż niejeden przetarg. Nie chcę liczyć zer na czekach, kontroluję spektakl, Rapu nie sprzedaj, jedna miłość w sercach. Płonąc jak świeca, zgaśniesz przy oddechach Mnie nie zdmuchną nawet płuca jakie ma biegacz. Dla kogo ta feta? Entuzjazm i uciecha? Gdy jedni się bawią, gdzieś dalej umiera dzieciak. A ci bawiąc się przy bzdetach, też umierają, heca! Tak zwana niewiedza, zarazem finisz i meta. (Chorus 4x)
Artist: Jankes
7 - Chcieć To MócAlbum: BrawaD(L)a Jankesa Song: Odwrotności #6 (Verse 1) Inspiruje mnie świat, szukanie miejsca, Odcięcie od ścięcia aka gruba kreska. Impertynencja w serwach i zakres nowych opcji, Interesowność obcych, czyli ani krzty godności. Przekaz jak z poczty, nie zawsze dotrze, Chociaż jak Sofokles, chcę pisać mądrze. I w tym tkwi problem, bo kwestia przemyślenia, Ciągle wywołuje w tłumie brak tego zrozumienia. Tu jest pies pogrzebany, wiec odkopmy go stary, Bo zamiast działania to powstają same plany. Patrz na nich, to bakterie tak jak w Danonach, Zmiana przysłowia jak trwoga to bankomat. Lud tu w schronach, tłum w roli idola, Byś tu skonał, pokażą w telewizorach. Bo to tania sensacja a ludzi w to ciągnie, Nie tak uczyła matka, dzisiaj zło wygrywa z dobrem. (Chorus 2x) Kompletna wariacja, pomieszanie frontów, Złe jest dzisiaj dobre, chociaż nie ulega dobru. Dobro stoi gdzieś obok, czeka aż ktoś po nie sięgnie, Ludzie wolą przyjemne, bo łatwiej wchodzi w rękę. (Verse 2) To jest ten dzień, gdzie ich zacięcie, Przeobraziło się w cień, niszcząc doszczętnie, Własny charakter, wybierając masowość, Czyli tak jak wszyscy, ale nie jest kolorowo. Rusz głową, zastanów się co z tym wszystkim zrobić, Czy na to im pozwolić czy jak Pono to pierdolić. Ja wolę się szkolić, niszcząc biały fragment kartki, Bazgrać głosem podkład, to element mojej walki. Ty-to-daj-mi, tracki hip hopu lekcje, I tak jak Jamal wierzę: 'Kiedyś będzie nas więcej'. Za tym dźwiękiem stanie kiedyś masa pewnych, Wyposażona w broń co zniszczy moc pretensji Od tych kiepskich, co zrozumieć nie mogą Że za dobrem, nie miernotą rozpocząć należy pogoń. I tego pościgu kurczowo się trzymać, Zdobywając satysfakcję osiągnąć finał. (Chorus 2x) (Verse 3) Zmęczenie materiałem czy zmęczenie materiału I tak każdy dobry tekst resztę prowadzi do szału, Bo każdy dobry tekst traktowany jest jak nałóg, Ale każdy dobry tekst zna autora wytrwałość. Znów naganą traktowani wszyscy co po prostu Chcą prawdę powiedzieć uderzając prosto z mostu. Cenzura wszak istnieje i znać o sobie daje, A propaguje ją ten z Wiejskiej kabaret. To jak miejski szalet, wypełniony ekskrementem, Na pewni nie wejdziesz, bo to grozi ścięciem. Ziomek, comprende? Do you understand? Przekonanie we mnie, że to jest eksperymentem. Nad tym co tandetne, jednak tłumaczyć się stara, Że to jest ponętne i warto to posiadać, Tak zwana trzecia władza lansuje mnóstwo przygód. Czy gra jest warta świeczki? Ziomek sam zdecyduj. (Chorus 4x) 8 - Świat Niewiedzy (Ft. Jober) 9 - Brawada (Ft. KIP Squad)
Artist: Jankes
Album: BrawaD(L)a Jankesa Song: Bezkoncepcyjność #10 (Intro) Ej, co się dzieje? Ej, co się kurwa dzieje? Co to jest? Prosto-W-Twarz Records. Whattafuck? Jankes. Jedziemy. (Chorus 2x) Wysokie dźwięki odstaw, niskie pozostaw, Powstań, otchłań, ostra chłosta, Postrach jak La Cosa Nostra, Powstań, to stuff jak Dania w klockach. (Verse 1) Nie mam pomysłu na zwrotkę, niech ktoś różdżką dotknie, Żeby zawsze do głowy wpadały tematy boskie, Jak ciało Nelly Furtado, zwinne jak człowiek-pająk, Genialne jak Michał Anioł, sprawiające złość frustratom. Ze smakiem jak baton, oryginalne jak adidas, Samo złoto jak król Midas, trochę dłuższe niż chwila. Przyjemne jak przy promilach, wkurwiające jak dysonans, Bezbolesne jak narkoza, jak horror sama zgroza. Chociaż przyjemne dla oka, dla ucha sama słodycz, Mocne jak nokaut, pomysłowe jak Dobromir. Słabe wersy pomiń, wybieram tylko najlepsze, Wyniszczające ciszę i potrzebne jak powietrze. Wysoki wyskok w przestrzeń, dziś latam, Bez pardonu atak, manifestacja świata. Zatarg, kata-strofa i strofa, Co słowami zawartymi włada tym jak mocarz. (Chorus 2x) (Verse 2) Nie mam pomysłu na zwrotkę a chcę go coraz mocniej, Chcę tematy bolące jak uderzenie młotkiem. To proste jak prącie, że chcę to wykorzystać, Zamiast chować się w kącie, błyszczeć jak kryształ. Nowość jak Vista, nie zgnilizna jak Constar, Na zawsze (jak) blizna, kopiąc jak kontakt, Mocny jak kolba, z pierdolnięciem jak bejsbol, Pożądany jak kontrakt, kiwam jak Szewczenko. Potrzebny jak chuj panienkom, na świat otwarty jak okno, Wiecznie spóźniony jak pociąg, jak Sokół tworzę w Prosto. Prosto-W-Twarz Records, daję rap tym człowiekom, Pisać i pisać, z tyłu zostawić peleton. Nie pisane ku dzieciom, rekord jak Guiness, Grać jak de Funes, czyli póki nie zginę. Już widzę po tym minę jakbym coś komuś zajebał A pomysłu jak nie było, tak ciągle go nie ma. (Chorus 2x)
Artist: Jankes
12 - Outor
Album: BrawaD(L)a Jankesa Song: Rewolwer #11 (Verse 1) 6 kul w magazynek, ktoś dzisiaj zginie, Widać po mojej minie, że zła sam jestem winien. Cel - Gustawa Klimta najczęstszy motyw. Zabić! To uczucie to był tylko prototyp. Biegnę - rozdzielony na dwóch, Zapierdalam szybko, coraz bardziej brak mi tchu. Umysł prawie po recesji, podzielony na części, Podpowiada mi, żeby zła posąg wyrzeźbić. Z 2giej strony słyszę tylko ciszę, Ona oznacza to, że swym czynem się poniżę. Jednak emocje biorą górę nad rozumem, Podjąłem już decyzję, plan w głowie wyknułem. To jest zmęczenie, pot się z czoła leje, Okaże się za chwilę kto jest kiepskim czarodziejem. Dotarłem do jej domu, już niczego się nie boję, Wymiar sprawiedliwości, ja go pierdolę. (Chorus 2x) To te sytuacje, napięcie wzrasta, Krew płonie w żyłach, adrenaliny namiastka. Zbrodnia, morderstwo, niszczy świata piękno. Zmieniając dobrobyt w istne piekło (Verse 2) Chwila zastanowienia, układ sił się nie zmienia, Szybkim, cichym krokiem wkraczam do jej mienia. Najpierw jej pokój, w środku panuje spokój, Pamiętać musze o tym, by mieć wszystko na oku. Z boku sypialnia starych, tam też jej nie znalazłem, Zastanawiam się jaką zbrodni dać tej nazwę. Przede mną salon, siedzi tam przed telewizorem, Zobaczyła mnie, swą największą zmorę. Wymiana spojrzeń, próba powiedzenia czegoś, Rewolwer, wie co zrobię nawet bez mówienia tego. Tłumik założony, cel - prosto w jej czaszkę! Dziewczyna się przeraża i wybucha głośnym wrzaskiem. Nie ma co krzyczeć. Spust, strzał, kula, krew. Zrobiłem to, na całym ciele drżę. Blask księżyca pada na jej ciało martwe, To była przysługa, pozbawiłem ją zmartwień. (Chorus 2x) (Verse 3) Ciemna noc, mknę przez ulicę, Jestem spokojny, chociaż mam ochotę krzyczeć. Wyrzucić schowany za pazuchą rewolwer, Wyjebię go do rzeki jak tylko do mostu dojdę. Most przede mną, odciski zetrzeć, Zero dowodów i poszlak, takie mam podejście. Jeden rzut i rewolwer na dnie osiadł, Kierunek - dom, jeszcze tylko jedna prosta. Czuję się bezpieczny choć krążę po pokojach, To była zbrodnia, mam krew na swoich dłoniach. Teraz tylko zmyć ją z siebie pod prysznicem I kontynuować na tej ziemi życie. Nic mnie nie obchodzi, dopada mnie nihilizm, W tej chwili nie liczę się ze zdaniem niczyim. Jednak to, że czegoś chciałem nie znaczy, że zdobyłem, A to, że byłem zły nie znaczy, że zabiłem. (Chorus 2x) |
DEMO-r(E)alizacja Released: 16 Maj 2006 |
Artist: Jankes
Album: DEMO-r(E)alizacja Song: Chodnik #1 Staję na chodnik, w ręku blunt niewygodny, Dużo mam spodni kolejny etap wojny Z bandą przechodni, którzy tym wzrokiem Patrzą się na mnie jakbym kurwa był prorokiem. Strzał z okien męczy jak beznadziejność, Wkręt bokiem kręci jak wiertło. Jak przyjemność lecz czy to jest hedonizm? Gdzie by nie spojrzeć zero pomocnych dłoni I mój chodnik, na którym dzieje się ten terror. Brak tego taktu, żeby podejść z rezerwą. Jak drewno - brak duszy czy osobowości. Umysł choć poszerzasz nadal jest wąski. Mam swój wąglik, więc kładę go na chodnik. Ja versus oni plus próba ogni. Trącić? Czy akceptować wrogość? Skończyć? Czy zacząć to na nowo? Staję na chodnik i obserwuję słowo. Spoglądam na tych, których dopadła bezcelowość. Na ludzi których umysł jest granicą wstępu Zrozumienia aspektu prostoty zakrętu. Nie ustępuj, gdy ktoś spycha cię z chodnika I przystępuj do walki z godnością tygrysa. Choć zło czyha, ja wiem że On nade mną czuwa. Choć poszedłeś do Nieba czuję, że jesteś tutaj I widzisz rosnącą głupotę tego miasta. Wpiszą hasła i zostanie nas namiastka Spod pierwiastka łączącego myśli, Stała chętka na nadchodzące korzyści. To jest wyścig i kto będzie zwycięzcą Zostanie nim ten, kto ma na duszy piętno. Ono pękło, ale ślad już permanentny Mam chodnik i on staje się przeklęty. Staję na chodnik i widzę asfalt. Tęsknota po Tobie ciągle we mnie wzrasta. Dźwięk w nas tak i ewolucja. Nie dla na napisana jest konstytucja. Chwila krótka była i już jej nie ma, Tylko ten chodnik nigdy się nie zmienia. W cieniu cienia, który skrada się za gzymsem, Wiesz ziom to ja w ręku z pierdolonym drinkiem. Jankes, obok syf który otacza. Krok za krokiem i kolejna postać kata Czy śpiewaka z pokazem w refrenie. Kiedyś na 5 teraz na 4 wszystko dzielę. W gniewie premię spalę, porwę bądź wyrzucę, Zamknę drzwi i schowam w kieszeń klucze. Z chorym płucem bez zamiaru kuracji, To tak jak w państwie, tylko że tu nie ma racji. Mamy plastik lecz i on ucieka w ciemność, Ziom zapal skręta i usiądź tutaj ze mną. To tnie jak brzeszczot i wkurwia jak komar. Gdzie ten ziom, który system każe olać? Jego wola. To ikona pełna przekleństw. To nie trwa tyle, co przez granicę przejście. Bez ściem ziom. Teraz wiesz kim jest ten Jankes A jeśli nie rozumiesz to opuść tą rapgrę.
Artist: Jankes
Album: DEMO-r(E)alizacja Song: Bloki #2 (Verse 1) Widzę bloki, szary kolor, skryte niczym moro, W nich kroki osób dla których są zmorą. Znów płoną marzenia o ucieczce jak escape Ludzi dla których te mury są przeklęte, Są piekłem. Dręczy poczucie izolacji, Tam gdzie pragnienie to ciepła woda i natrysk A kaprys, mieć ścianę bez pleśni, Jak to streścić, na nic słane w urząd treści. Blade pieśni i narzekanie na sąsiada, Który wścibski ryj wkłada i ciągle kurwa gada. Jak plaga czy zgaga od mieszkania, Mania mniemania plus mordęga trwania w ścianach. To skłania do myśli, że blok to zagłada, Do zakładania, że pośród murów zło się skrada. Nie ma co gadać, nie zawsze jest tak chłodno, Jeden kocha mocno, dla drugiego to horror. (Verse 2) Widzę bloki, szary kolor, skryte niczym moro, W klatce ziomów dla których bloki są nagrodą. Oczy płoną i duże są jak po kresce, U ziomów dla których bloki są szczęściem I miejscem godnym gloryfikacji, W którym miejsca by narzekać jest zaledwie na styk. Jak plastik wybuchający, żeby dręczyć Tak bloki przeciwieństwem tego i posesji. Smak lepszy niż Nesquik i wiesz tych to jara. W klatce kapturów chmara i każda postać znana Jak z Conana. Prawie na kolanach i alarm w planach I gadana z której wkrótce powstanie hałas. Napis na ścianach równa się dobra rada. To blok i mur sprawia, że uśmiech się pojawia. Nie ma co gadać, nie zawsze gorąco jak wiosną, Dla jednego horror, drugi kocha to mocno.
Artist: Jankes
Album: DEMO-r(E)alizacja Song: Minuta Ciszy #3 (Verse 1) Pieniądz kreuje świat, tworząc miejski burdel. Gdybym zdobyć go chciał, zagrałbym w 'Na Wspólnej', Bo trudniej okiełznać duszące problemy Kiedy Zygmunt spogląda z górnej życia sceny. Rządza tworzy się w nas, 'zdobywać' znany aspekt. Ideały to farsa i pogranicza parkiet, Byłoby łatwiej tak, gdyby każdy znał kabałę, Zamiast tego garnitur płaci mnie niż dostaje. A ja za frajer, biegam od okna do okna, Dzięki Bogu mam dar i robię to co kocham I przy tym wytrwać bym chciał na wieki wieków amen, Zamazując komercję jak kartkę atrament. Usłyszeć lament tych wszystkim niepokornych, Którzy na plecy drugiemu kleją kartkę 'Weź mnie kopnij'. To dla tych, którzy w hierarchii stawiają się najwyżej, Za ich braki dźwięk ust przepełnionych zębów zgrzytem. (Chorus 2x) To za tych, którzy są jak wojownicy, Bo walczą w trudach i znojach miejskiej dziczy A dla tych nowobogackich i paniczy To dla was kurwy minuta ciszy. (Verse 2) Walcz z agresją! Uśmierć ją do końca, Jak mam to zrobić, kiedy wszędzie wojna? Kolejna szybka kontra i celna riposta, I gdy mówią do mnie 'padnij', ja sobie wmawiam 'powstań'. Kolejne dni mijają w kieszeni parę złotówek, Cisza, ja zasiadam, biorę kartkę i ołówek I spisuję co mnie gryzie, życia plusy i minusy, Potem rejestr na taśmie pod dźwiękiem bitu nuty. Obraz ulic - wywłoki, kurwy i złodzieje, Brak podstawowych środków by stworzyć własne dzieje. Tak się dzieje, gdy majątek mają majętni. Tak się dzieje, gdy zwykły człowiek przez nich jest wyklęty. Wyzwoleńczy rym spod przemocy pieniędzy, Zrozumienie tego jest proste jak zakręty. To dla tych, których hajs za mocno zabujał, Uważaj, kiedyś cię ugryzie jak tarantula. (Chorus 2x)
Artist: Jankes
Album: DEMO-r(E)alizacja Song: W Ten Sposób #4 (Verse 1) Szerokie spodnie, bluza double X eL Robić dobry rap, to mój wyznaczony cel. O tym wiem i nigdy nie dam się sprzedać Tylko czysty przekaz - ten jeden mam temat. Parental advisory - na płycie emblemat To nie ściema. Schemat olej a potem tylko wolej. To nie hity pod popowe bity, ja to pierdole. Jak jesteś w dole, to przestań kopać. Ten nokaut na tego, kto łypie spod oka. Takie życie dla tego, kto w jego chwycie. Znakomicie, ale ja tak wcale nie sądzę A swoją rządzę na pieniądze przełączę I strącę płonącym kolcem myśli niedowierzające W mój talent, który mam i którym się chwalę, Ale stale pall malle palę i w to wbijam, W ten klimat. Wiem, bo przy mnie amen rodzina. (Chorus 2x) Ja nie jestem wieszczem, chociaż mówię wierszem A każdym wersem życie swoje streszczę. I niech wiedzą leszcze, że ja tak mogę jeszcze, Wszędzie rym swój zmieszczę, więc ręce w powietrze. (Verse 2) Stale dążę do doskonałości. Nigdy niczego nie chcę uprościć. Ze swej godności jestem dumny. Chuj z tym, posiadam tylko swój rym. Durnym ludziom współczuje szczerze I szczerze na papierze piszę to w co wierzę. Tak jak Son Goku potrafię walczyć. Wracam zawsze z tarczą, nigdy nie na tarczy. Wiem, że w tej branży, dużo takich pomarańczy, Przy których bitach można tylko tańczyć, Ale to jest Jankes! Tak to ta osoba, Przy której rymach możesz się schować. Browar to towar, który często łykam. Moja grdyka puchnie, bo wielka ta liryka, Którą słychać i którą cieszysz umysł. Długo się nie zastanawiam jakiego słowa użyć. (Chorus 2x) (Verse 3) A więc łapie za ster. To nie LPR. Jak O eS Te eR chwalę podziemie. Przez Ziemię mknie ten kawałek A ja bez żadnych manier sam wynik ustalę. Przechwałek talerz, bo wiem, że coś potrafię I wszystko co robię zapisuję na taśmie. A jak światło zgaśnie, ja dalej będę błyszczeć. Ty z piskiem a ja ciebie zniszczę. W zgliszcze bożyszcze, bo ja korzeni strzegę. Od funku po jazz, ja się nie sprzeniewierzę. Brzeg rzek za niski, więc woda wylewa. Ta potrzeba rośnie we mnie, przez myśl mi przebiega. Z lewa, z prawa dostrzegam, jak hip hop rośnie, Lecz za kurwienie się dostaniesz ostrze, Bo w tym rzemiośle tylko dobry przetrwa. Dla reszty przerwa, bo w dobrym słowie twierdza. (Chorus 2x)
Artist: Jankes
Album: DEMO-r(E)alizacja Song: Tak Jest #5 (Verse 1) Nie chcę ciągle myśleć o tym, co będzie jutro. Chcę żyć tak, żeby jak umrę było nudno. Chcę wnieść nowości, niszcząc ludzki regres, Chcę czuć się wolny łykając powietrze. Chcę poskromić to, co spowalnia akcję, Chcę rozpierdolić to, co nazywam buractwem. I ciągle mam nadzieję, że wytrwam jako obrońca, Nadzieja matką głupich? Nie do końca. To przestrzeń słońca, w której zło jest tuż za rogiem, Wszyscy mamy myśli i wszystkie są ubogie. A ja nie chcę być wrogiem tego, co stoi koło mnie, Jednak wolę atakować zamiast chować się pod kołdrę Może to niedobre, lecz to jest konieczność W trybie, w którym w łeb napierdala cię społeczność. Ratunek ucieczką albo wystawione pięści Spróbuj może tobie się poszczęści. (Chorus 2x) 'Daj se spokój i tak detale cię zniszczą!' Tak mówią ci, którzy rządzą tą gonitwą. Daj znać o sobie, posługując się brzytwą. Spróbuj! Może problemy znikną. (Verse 2) Co możesz zrobić? Pokazać chujnię jak Rasiak. Wiesz ziom nie warto nad rozlanym mlekiem płakać. Lepiej do szklanki wlać zamiast mleka trochę piwa I zamiast od razu lepiej powoli je spijać. Dążę do swojego celu uparty jak osioł. Nie daję w kaszę dmuchać. Pokazuję poziom, Bo to ziom Jankes, co ma przed sobą tarczę Powoduję chaos, bez skarceń, Bez warczeń. Ryj trzym, ty największy Uważaj na Jankesa, będę przyczyną twojej klęski. Nie bądź taki męski i tak tu nic nie zdziałasz, Wiesz jak jest i co powoduje hałas. Bez zbędnych starań o żółtą koszulkę, Wolę dla gówna być ostatnim gwoździem w trumnie. Tak to ujmę, bo jak Cygan jestem wylewny. Weź to ode mnie jak banknot i nie trzeba reszty. (Chorus 2x) 'Daj se spokój i tak detale cię zniszczą!' Tak mówią ci, którzy rządzą tą gonitwą. Daj znać o sobie, posługując się brzytwą. Spróbuj! A problemy może znikną. (Verse 3) Coś się tutaj pieprzy, coś nam system podupada. Kurwa tu trzeba coś robić a nie tylko gadać. Rzeczywistość uderza nam jak Yattaman, Ja tam mam na stylu kilka szram, Które powodują to, że gram jak gram, Może nie jak pan, ale nie jak szlam, Zniszczę chłam, uderzę tam gdzie mocno boli I uśmiercę to, tak jak wirus Eboli. Nie gra żadnej roli jak wysoko stoisz, Uważaj, powtórzy się historia Troi. Ten uśmiech niepokoi jak objawy grypy, To uderza w ciebie tak jak słabe wyniki, Jak stypy; nie uśmiechaj się ani nie klaskaj. To uderza w głowę tak jak Strong Warka. Raz, dwa, umiesz liczyć? To licz na siebie. Wyrośnij na poziom ponad korzenie. (Chorus 2x) Daj se spokój i tak detale cię zniszczą Tak mówią ci, którzy rządzą tą gonitwą. Daj znać o sobie, posługując się brzytwą. Spróbuj! A problemy może znikną. (Verse 4) Wiesz ziom, czasami pierdolę te emocje. A co mam robić kiedy wszystko jest bezowocne. To jak wypady nocne, możesz dostać ostrze Albo, albo, albo zachorować mocniej. Jak na Bronxie; cios w pysk i padasz. Powód? Temu i temu trochę zawadzasz. Ja wiem takie podejście wkurwia. Słuchaj, głęboki styl, tak jak głęboka studnia I świat pełen chujstwa, ale ja się z nim zmierzę. Wierzę, że nie każdy tutaj jest jak zwierzę. Jak przymierze zawarte pod przymusem, Nie liczy się granie pod zdradziecką nutę. Z kręgosłupem zgiętym od natłoku zadań. Co zrobić? Kolejne sto spraw na mnie spada. Znów naprawa tego, co było zepsute. Dziś prawie nauczyciel, kiedyś jak uczeń. (Chorus 2x) 'Daj se spokój i tak detale cię zniszczą' Tak mówią ci, którzy rządzą tą gonitwą. Daj znać o sobie, posługując się brzytwą. Spróbuj! A problemy może znikną. (Outro) Skurwysyny znowu powiedzą: Jankes na kradzionym bicie. Ale kurwa takie jest życie. Pozdro Alicja, pozdro cała reszta. Pokój.
Artist: Jankes
Album: DEMO-r(E)alizacja Song: Pytania #6 Drogi Tato, powiedz czemu tak się dzieje? Czemu jak Harry Potter nie jestem czarodziejem? I nie mogę wyczarować aureoli wszechświata, Zamiast tego, brat zabija brata. Postać kata, która chce zabić toporem. Czemu to co dobre przychodzi nam z oporem? Drogi Tato, powiedz czemu zadawanie bólu Powoduje pojawienie się uśmiechu tłumu? Dlaczego tak bardzo cieszy nas zemsta? Dlaczego świat piętrzy nad nami swój ciężar? Dlaczego gdy jeden leży drugi go kopie? Gdzie się podziewają naszej wiary owoce? Tato powiedz dlaczego nasz ludzki gatunek, Sam sobie serwuje ten śmiercionośny trunek? Po jaką cholerę zabijamy sami siebie? Po co posługujemy się nieprawdziwym stwierdzeniem? Dlaczego widzimy tylko czyjeś błędy? Co sprawia, że z niechęcią wchodzimy w zakręty? Dlaczego traktujemy siebie jak tumany kurzu? Dlaczego wokół nas jest wciąż tyle brudu? Tato, powiedz czemu ta głupota Przeplata się z tym na co mówimy prostota? Czemu nie doceniamy tych których blisko mamy, A ich brak zauważamy gdy stają przed nieba bramy? I dlaczego umierają tacy jak Ty? I dlaczego tacy jak my, płacą podatki? Wiesz o czym mówię, nam też czasem brakowało! Ale powiedz czemu ci najwięksi stale powtarzają 'Halo'? Drogi Tato powiedz dlaczego problemy Narzucane są nam przez tych patrzących z górnej sceny? Dlaczego ilość góruje nad jakością? Dlaczego ludzie nie bo chcą, a bo muszą poszczą? Dlaczego ludzie wszystko chowają jak chomiki? I dlaczego co rusz to powstają nowe triki? A koniki wciąż żerują na tym co nasze? I dlaczego każdy martwi się tylko o kasę Pomijając to, co naprawdę się liczy? Dlaczego zapalamy tyle niepotrzebnych zniczy? Drogi tato dlaczego pogoń za pieniądzem Zaślepia nam oczy przed tym co mądre? Dlaczego każdy każdemu psem ogrodnika? Dlaczego rzecz cenna w umysłach naszych znika? Dlaczego ludzie udają tych którymi nie są? Dlaczego kłaniamy się pustym podestom? Drogi Tato powiedz dlaczego zdobywanie Tworzy w nas ochotę wyzbycia się manier Czy człowieczeństwa? Pośród niewielu męka, I przed tym co złote ochota by klękać Być aniołem czy być aniołem grzechu? Ile krwiożerczego zła może zmieścić się w człowieku? Czemu nie ma leku na tkwiącą w nas zawiść? Ile niestrawnego lęku możemy strawić? Czy pośród ciemnych chmur znajdzie się jasny obłok? Czy ktoś odważy się naszej niechęci dać pogrom? Tato, powiedz dlaczego kłamstwo Powiązane jest z powiedzeniem 'ja mam to'? Dlaczego spychamy się nawzajem z życia tratwy? Dlaczego tak mało osób poszukuje prawdy? Tato dlaczego wokół nas jest tyle fałszu? I dlaczego takich pytań listę dość długą mam już? Dlaczego zawsze musimy liczyć sumę? Tyle pytań Tato, tylu rzeczy nie rozumiem. I dlaczego ludzie niepotrzebne ceny płacą? Na to wszystko odpowiedzi znasz tylko Ty, Tato. |
Stereo-(I)-Typ Released: 16 Maj 2008 |
7 - Niełatwo (Ft. Jeżyk) |
BrawaD(L)a Jankesa Released: 19 Maj 2007 |
7 - Chcieć To Móc 8 - Świat Niewiedzy (Ft. Jober) 9 - Brawada (Ft. KIP Squad) 12 - Outor |
DEMO-r(E)alizacja Released: 16 Maj 2006 |